W lutym zeszłego roku postawiliśmy na Hiszpanię, a konkretnie — Barcelonę. Po przemoknięciu w Holandii mieliśmy ochotę na coś cieplejszego, aczkolwiek nie spodziewałam się aż tak przyjemnych temperatur. Ciepło niemalże uderzyło nasze przemarznięte policzki przy wyjściu z samolotu, a słońce naładowało organizmy upragnioną witaminą D.
Oj tak, podobało nam się w Barcelonie.
Zwiedzanie zaczęliśmy oczywiście od wciąż nieukończonej Sagrada Familia. Jej budowa trwa już ponad sto lat i w pewnym sensie stało się to wizytówką miasta. Nie zmienia to faktu, że świątynia urzeka swoją oryginalnością i kunsztem. Następnie skupiliśmy się na dziełach słynnego architekta z Katalonii. Antoni Gaudi – bo o nim mowa, ukrył w Barcelonie mnóstwo swoich dzieł, które cechują się rozmaitością kształtów i kolorów, często towarzyszą im również różnego rodzaju mozaiki. Mieliśmy okazję zobaczyć jego najwspanialsze projekty od Casa Milà, przez Casa Vicens i Casa Batlló aż po Park Güell.
Zabytkiem, którego nie da się nie zauważyć jest także Łuk Triumfalny, który znajduje się w samym centrum Barcelony. W porównaniu do zatłoczonej i pełniej turystów głównej ulicy La Rambla, wokół Arc de Triomf można się zrelaksować i spędzić kilka chwil wśród rodowitych mieszkańców stolicy Katalonii.
Jednak dla nas Barcelona to przede wszystkim piękno ukrytych uliczek pełnych kwiatów i swego rodzaju tajemnicy, romantyzmu. Uliczek, w których łatwo jest się zgubić, znaleźć coś mniej turystycznego, zatracić się w życiu mieszkańców, kupić wodę w lokalnym sklepie używając łamanego hiszpańskiego. Barcelona to miejsce, które pomogło nam się w pełni zrelaksować, nacieszyć szumem morza i spędzeniem czasu razem bez zbędnego zamyślenia i zmartwień. Kiedy spacerowaliśmy po plaży w środku nocy, z butami pełnymi piasku, czuliśmy, że to był właśnie nasz czas na nadrobienie zaległości w rozmowach, na takie prawdziwe cieszenie się sobą i w pewnym sensie celebrowanie naszego małżeństwa. Postanowiliśmy wtedy, że podróżowanie to jest TO, że chcemy wyjeżdżać częściej i coraz dalej, bo przecież nic nie zbliża dwojga ludzi tak jak wspólne zainteresowania. Podróże stały się dla nas swego rodzaju rytuałem i możliwością poznania siebie i swoich reakcji w najbardziej ekstremalnych sytuacjach.
Dziękujemy Barcelono!