Pierwszy long haul. Pierwsza długa podróż, pierwsze duże plecaki. Bardzo ciężko było nam zdecydować się na konkretną destynację. Znajomi polecali Tajlandię albo Karaiby, coś prostego, gdzie jeżdżą wszyscy i w miarę łatwo się tam odnaleźć. Miejsca, gdzie łatwo o wizę i nie trzeba poświęcać czasu na szczepienia i większe przygotowania.
My jednak nie chcieliśmy być jak wszyscy i pójść na łatwiznę.
Po długich dyskusjach padło na Afrykę, a dokładniej Tanzanię. Po raz kolejny zdaliśmy się na nasze przeczucia, najpierw znaleźliśmy bilety a potem zajęliśmy się resztą. Tak na dobrą sprawę bardzo długo nie zdawaliśmy sobie sprawy na co się porywamy. Kupiliśmy bilety (z przesiadką w Stambule), tradycyjnie zaopatrzyliśmy się w przewodnik, a dopiero po jakimś czasie zaczęliśmy zagłębiać się w szczegóły.
Tanzania jest państwem położonym we wschodniej części Afryki, nad Oceanem Indyjskim. Powierzchniowo jest niemalże trzy razy większa od Polski, wbrew pozorom większą jej część zajmuje Wyżyna Wschodnioafrykańska, a najwyższym szczytem kraju, a także kontynentu jest Kilimandżaro, 5895 m n.p.m. Stolicą Tanzanii jest Dodoma, a najważniejszym ośrodkiem gospodarczym Dar es Salaam.
I właśnie do Dar es Salaam udaliśmy się najpierw. Wylądowaliśmy na lotnisku nad ranem i udaliśmy się do pobliskiego hotelu na kilka godzin snu. Kolejny dzień spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy i przyzwyczajaniu się do afrykańskiego klimatu i jedzenia. Naszym kolejnym przystankiem było lotnisko Kilimandżaro, oddalone od wybrzeża o 600 km. Tam mieliśmy spotkać właścicieli Hekima House u których planowaliśmy zostać na noc. Na miejscu okazało się, że współpracują z kilkoma polskimi podróżnikami i bardzo dużo wiedzą o naszym kraju, co było dla nas niezmiernie miłe. Chłopaki spisali się na medal, nie dość, że zapewnili nam iście domową atmosferę, to jeszcze pokazali miasto i okolicę, a na koniec przygotowali przepyszne śniadanie o 5 rano.
Nasza kolejną w pełni zaplanowaną i zorganizowaną atrakcją było czterodniowe safari i jeden dzień w parku narodowym Kilimandżaro, ale o tym w osobnym poście.
Region Arusza prócz kilku wspaniałych parków narodowych i jezior skrywa w sobie jeszcze jedno ciekawe miejsce, w którym dużo szybciej zabiło nam serce. W drodze do pierwszej bazy masywu Kilimandżaro zahaczyliśmy o polską wieś. Może zabrzmi to dziwnie “Polska wieś w samym środku Afryki”, jednak gdy zobaczyliśmy na własne oczy naszą typową zabudowę, dachówkę, okiennice a nawet drzewa rosnące wokół domów poczuliśmy się trochę jak u siebie. Obóz w Tengeru, bo o nim mowa, powstał w latach 1942–1950 dla przeszło 5 tysięcy Polaków, głównie uciekinierów z sowieckich łagrów. Stworzyli oni kawałek ojczyzny, na którym pracowali i wychowywali swoje dzieci. Założono gospodarstwo rolne, w którym rosły pomidory, ogórki i różnorakie owoce sprowadzone z Polski. Do dziś przetrwał cmentarz, na którym pochowanych jest 150 Polaków. Dla nas było to miejsce zadumy i refleksji.
Po wspaniałej podróży po Tanzanii udaliśmy się na autonomiczną wyspę Zanzibar, leżącą około 30 km od kontynentu. Mieliśmy tam czas na odpoczynek po wymagającym safari i górskich wspinaczkach. Postanowiliśmy objechać wyspę z południa na północ, zahaczając o Stone Town, miejsce urodzenia Freddiego Mercurego. Głownie jednak skupiliśmy się na typowym nicnierobieniu.
Kilka ważnych informacji przed wyjazdem do Tanzanii.
Wiza
Otrzymanie wizy do Tanzanii nie wiąże się z papierkową robotą i załatwianiem tysięcy dokumentów czy wizytami w ambasadzie. Potrzebny jest tylko paszport ważny minimum 6 miesięcy. Kiedy wylądowaliśmy na lotnisku w Dar es Salaam musieliśmy wypełnić formularz, zapłacić 50 dolarów i cierpliwie czekać na pieczątkę. Z tym ostatnim mieliśmy trochę pod górkę, biorąc pod uwagę, że była druga w nocy i jedyne o czym marzyliśmy to prysznic i porządny sen.
Lekarstwa i szczepienia
Szczepień rekomendowanych przed wyjazdem do Tanzanii jest kilka, dlatego warto przed wizytą w przychodni zabrać ze sobą książeczkę zdrowia, w której powinny być wszystkie szczepienia, które zostały w przeszłości wykonane. My w pełni polegaliśmy na opinii lekarza, który był specjalistą od chorób tropikalnych. Prócz wszystkich zalecanych szczepień postanowiliśmy również skorzystać z okazji i zaszczepić się na żółtą febrę, która nie była obowiązkowa. Nie można zapomnieć również o lekach antymalarycznych, które należy przyjmować już kilka dni przed wyjazdem i kontynuować po powrocie. Zdaję sobie sprawę, że powodują one kilka nieprzyjemnych skutków ubocznych jak zmęczenie i wolniejszą pracę żołądka, ale chronią przed znacznie groźniejszą chorobą.
Waluta
Oficjalną walutą jest szyling tanzański, jednak wszędzie da się zapłacić dolarami amerykańskimi a nawet euro. Według mnie jednak zawsze dobrze jest mieć przy sobie lokalne banknoty, nie tylko dlatego, że są PRZEPIĘKNE ale także z powodu korzystnego przelicznika.
A teraz pora na najważniejsze pytanie: Czy warto? Zdecydowanie TAK. Afryka nas urzekła i jesteśmy przekonani, że jeszcze tam wrócimy. Jest to w dalszym ciągu region z mniejszą ilością turystów, ogromną połacią nieodkrytych terenów i prawdziwą, niczym niekolorowaną przyrodą. Jeżeli planujecie wyjazd w tamte strony zapraszam serdecznie do czytania kolejnych postów, które bardziej przybliżą poszczególne regiony Tanzanii.
Asante sana!
hej!
Znow cos ciekawego , w szczegolnosci te polskie akcenty w Afryce???Po Twoich opowiesciach chyba warto sie tam wybrac:-)
Czekam na nastepne…..
LikeLike